Pamiętam czasy, kiedy tak jak większość
rówieśników siedziałem przed telewizorem
oglądając przygody dzielnego angielskiego Janosika, Robina z Sherwood.
Temu wspomnieniu z dzieciństwa nieodzownie towarzyszą magiczne dźwięki,
które na potrzeby serialu wyczarował zespół
Clannad. Właśnie przypomina on o sobie składanką The Best Of Clannad -
In A Lifetime. Uznaliśmy, że to dobry pretekst, by pogawędzić o
historii grupy z jej niezwykłym głosem, Maire Brennan.
Ostatni album Clannad,
Landmarks, ukazał się pięć lat temu. Co działo się z zespołem od tamtej
pory?
Niezbyt wiele oprócz tego, że każdy z nas zajął się własnymi
sprawami. Nagraliśmy osiemnaście płyt, mamy za sobą wiele bardzo
długich tras koncertowych obejmujących niemal cały świat. Abyśmy ciągle
byli rodziną i dobrymi przyjaciółmi, musieliśmy w końcu
zrobić sobie przerwę. Ostanie trzy albumy Clannad, Banba, Lore i
Landmarks, uzyskały nominacje do nagrody Grammy. Dostaliśmy ją za
Landmarks. Mogliśmy oczywiście od razu wejść do studia i nagrać kolejną
podobną płytę, ale nie chcieliśmy tego robić ot tak. Wiesz, co mam na
myśli? Jeśli w przyszłym roku nagramy kolejny album, a mam nadzieję, że
tak się stanie, myślę że będzie bardziej świeży. Odpoczęliśmy i teraz
wszyscy chcemy robić różne rzeczy, bawić się inną muzyką i
grać z innymi muzykami. Mam nadzieję, że dzięki temu następny album
będzie bardziej interesujący. Że praca nad nim będzie dla nas
przyjemnością. Bo to ciągle jest dla nas bardzo ważne, aby bawić się
tym, co robimy. I po to była nam potrzebna ta przerwa.
Czy nagroda Grammy za
płytę Landmarks miała dla ciebie jakieś szczególne
znaczenie?
Oczywiście. Wiesz, Grammy jest naprawdę czymś wielkim. To jest taki
Oscar w muzycznym świecie. Jeśli myślisz, o tym aby być muzykiem, o
świecie muzycznym, chcesz być docenionym. Zresztą każde
wyróżnienie Clannad, naszej muzyki, jest dla nas bardzo
ważne. To jest docenienie naszego brzmienia, celtyckiego brzmienia
według Clannad, tego, od czego zaczynaliśmy trzydzieści lat temu. Jest
wiele różnych odmian muzyki irlandzkiej. Dzisiaj ludzie
postrzegają muzykę Clannad jako część irlandzkiego brzmienia,
które jest naśladowane w muzyce filmowej, w telewizji, na
płytach różnych wykonawców na całym świecie. To
jest dla nas wielki zaszczyt. Choć wcale nie było tak od początku.
No właśnie, kiedyś
twórczość Clannad była bliższa muzyki tradycyjnej,
zdecydowanie folkowej. W latach osiemdziesiątych, ku mojej radości,
pojawiły się brzmienia elektroniczne, a wasze kompozycje zmieniły się.
Co było tego powodem?
Jeśli przyjrzysz się muzyce Clannad z początku działalności zespołu,
usłyszysz, że faktycznie mieliśmy inne brzmienie. Ale jeśli nawet
wydaje ci się, że było tradycyjne, zapewniam cię, że Irlandczycy nie
nazwaliby go tradycyjnym. Wykonywaliśmy tradycyjne utwory, ale
używaliśmy kontrabasu, gitar, aranżowaliśmy wszystko nieco inaczej. Od
samego początku traktowaliśmy tę muzykę po swojemu. Na przykład na
pierwszej płycie grał z nami jazzowy perkusista. Na drugiej pojawiły
się elektryczne gitary, klawisze. Ludzie o tym zapominają. Zawsze
staraliśmy się eksperymentować. Gdybyśmy tego nie robili,
prawdopodobnie zespół by nie przetrwał.
Jednym z moich ulubionych
utworów Clannad jest In A Lifetime, zaśpiewany przez ciebie
z Bono z U2. Jak wspominasz współpracę z nim?
To jest także jedna z moich ulubionych piosenek... Choć ja mam wiele
ulubionych. Clannad spotykał na swojej drodze wielu różnych
ludzi. Zazwyczaj do współpracy z nimi dochodziło bardzo
spontanicznie. Znaliśmy wcześniej Bono, ponieważ Irlandia nie jest aż
taka duża. Jego biuro mieściło się tuż obok miejsca, w
którym nagrywaliśmy. Właśnie kończyliśmy pracę nad płytą
Macalla. Pewnego dnia zrobiliśmy sobie przerwę i poszliśmy do pubu, by
się czegoś napić. Chwilę później pojawił się tam Bono z
chłopakami z U2. A ponieważ jest wielkim fanem Clannad, dwa dni
później był już z nami w studiu. Za dwa kolejne dni piosenka
była gotowa (śmiech). To było niesamowite. Następnego dnia po tym
pierwszym spotkaniu zaczęliśmy pracę nad tekstem. Okazało się, że każde
z nas wpadło na podobny pomysł. Dzień wcześniej była burza, i każde z
nas przyniosło tekst zawierający słowa grzmoty i błyskawice (śmiech).
Bono uwielbia tę piosenkę, uważa że jest to jeden z najlepiej
zaśpiewanych przez niego utworów. Niesamowite było pracować
z nim w studiu. Jest wspaniałym przyjacielem.
Czytałem, że gdy Bono po
raz pierwszy usłyszał twój głos, niemal nie stracił życia...
Jego samochód wypadł z drogi (śmiech).
Czyli znasz tę historię.
Tak, to się wydarzyło, gdy usłyszał Theme From Harrys Game. To była
jedna z pierwszych piosenek o takim charakterze w naszym dorobku. W tym
czasie rozbudowywaliśmy brzmienie, aby przekazać wszystkie emocje,
które niosły ze sobą teksty w języku gealickim. Po sześciu
płytach poszukiwań nie znaleźliśmy jeszcze tego, czego szukaliśmy, ale
byliśmy blisko. Wtedy powstał utwór Harrys Game, napisany
dla telewizji. Kiedy wszyscy go usłyszeli, zaczęli nas pytać: Skąd
wzieliście to niesamowite brzmienie? Na co my odpowiadaliśmy zdziwieni:
Jakie brzmienie? Zaczęliśmy tego słuchać i stwierdziliśmy: O rany, mamy
własne brzmienie. Ale to się stało w bardzo naturalny
sposób. Nigdy nie próbowaliśmy robić nic na siłę.
Nagraliśmy sześć płyt, których nikt nie chciał słuchać, ale
nie przejmowaliśmy się, bo praca nad nimi sprawiła nam wiele
przyjemności. Teraz młodzi ludzie chcą być sławni, mieć dużo pieniędzy,
nie ucząc się sztuki muzycznej. A to jest bardzo ważne. Uczysz się
wszystkiego, popełniając błędy, próbując różnych
rzeczy, słuchając różnej muzyki. A nie nagrywając w
najlepszym studiu piosenkę napisaną przez kogoś innego, pod presją, że
już pierwszy singel musi być numerem jeden na liście. Do czego to
doprowadzi? Chyba tylko na dno. To, niestety, bardzo smutne.
Kolejnym ważnym momentem
w historii grupy było wydanie płyty Legend, zawierającej temat z
serialu Robin Hood. W Polsce wiele osób Clannad przede
wszystkim kojarzy Clannad z kompozycją Robin (The Hooded Man).
Pamiętasz pracę nad tą muzyką?
To było zaraz po sukcesie Harry's Game. Producent serialu miał świeże
podejście do tworzenia muzyki dla telewizji. Chciał, by odpowiadała
charakterowi opowieści. Miała być zupełnie inna od tego, do czego
przyzwyczaiły nas seriale. To był prawdziwy przełom. A i dla nas było
to wyzwanie, bo nie chcieliśmy robić kolejnej rzeczy w stylu Harry's
Game. Tym razem postanowiliśmy bardziej wyeksponować instrumenty,
pozostawiając niewiele głosów. Bardzo ciepło wspominam
nagranie tej muzyki. Do dziś przyjaźnimy się z niektórymi
członkami ekipy pracującej nad serialem.
Czy jest jakiś wyjątkowy
powód, dla którego właśnie teraz podsumowujecie
działalność Clannad składanką In A LIfetime?
W tym roku upłynęło trzydzieści lat od momentu, gdy nagraliśmy nasz
pierwszy album. A poza tym w przeszłości różne
wytwórnie wydawały tego typu kompilacje bez porozumienia z
nami. Często były to wręcz bootlegi. W końcu chcieliśmy zrobić to sami.
Wybrać utwory najlepsze naszym zdaniem, mieć wpływ na okładkę,
fotografie, na wszystko. I dlatego ten album ma dla nas
szczególną wartość.
Właśnie ukazuje się także
twój piąty solowy album Two Horizons. Powiedz, czego możemy
się po nim spodziewać?
To jest najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam. To jest album
koncepcyjny, rodzaj opowieści. Opowiada o zakątku Irlandii zwanym Tara.
Zabieram słuchacza w podróż w poszukiwaniu legendarnej
harfy. To oczywiście nie jest album z muzyką wyłącznie na harfę, ale
jest ona w nią wtopiona. Pracowałam nad tą płytą z Rossem Cullumem,
wspaniałym producentem. Udało mu się połączyć nowoczesność, zwłaszcza w
warstwie rytmicznej, z moim charakterystycznym brzmieniem. Wyszło z
tego coś bardzo interesującego. Jak obraz, który przedstawia
zdarzenie z wszystkimi jego kolorami i odcieniami. Pracowaliśmy nad tą
płytą półtora roku, mieliśmy więc czas, by go dopracować.
Często po zakończeniu pracy nad płytą mam ochotę coś na niej W tym roku
upłynęło trzydzieści lat od momentu, gdy nagraliśmy nasz pierwszy
album. poprawić. Tym razem tak nie jest.
Podstawowy tekst ukazał
się w numerze Teraz Rocka z listopada 2003
MICHAŁ KIRMUĆ
|