Athlea's World - Witaj na mojej stronie 

Clannad grzmoty i błyskawice


::Clannad grzmoty i błyskawice
01.12.2003
WERSJA POSZERZONA - TYLKO W INTERNECIE!

Pamiętam czasy, kiedy tak jak większość rówieśników siedziałem przed telewizorem oglądając przygody dzielnego angielskiego Janosika, Robina z Sherwood. Temu wspomnieniu z dzieciństwa nieodzownie towarzyszą magiczne dźwięki, które na potrzeby serialu wyczarował zespół Clannad. Właśnie przypomina on o sobie składanką The Best Of Clannad - In A Lifetime. Uznaliśmy, że to dobry pretekst, by pogawędzić o historii grupy z jej niezwykłym głosem, Maire Brennan.

Ostatni album Clannad, Landmarks, ukazał się pięć lat temu. Co działo się z zespołem od tamtej pory?

Niezbyt wiele oprócz tego, że każdy z nas zajął się własnymi sprawami. Nagraliśmy osiemnaście płyt, mamy za sobą wiele bardzo długich tras koncertowych obejmujących niemal cały świat. Abyśmy ciągle byli rodziną i dobrymi przyjaciółmi, musieliśmy w końcu zrobić sobie przerwę. Ostanie trzy albumy Clannad, Banba, Lore i Landmarks, uzyskały nominacje do nagrody Grammy. Dostaliśmy ją za Landmarks. Mogliśmy oczywiście od razu wejść do studia i nagrać kolejną podobną płytę, ale nie chcieliśmy tego robić ot tak. Wiesz, co mam na myśli? Jeśli w przyszłym roku nagramy kolejny album, a mam nadzieję, że tak się stanie, myślę że będzie bardziej świeży. Odpoczęliśmy i teraz wszyscy chcemy robić różne rzeczy, bawić się inną muzyką i grać z innymi muzykami. Mam nadzieję, że dzięki temu następny album będzie bardziej interesujący. Że praca nad nim będzie dla nas przyjemnością. Bo to ciągle jest dla nas bardzo ważne, aby bawić się tym, co robimy. I po to była nam potrzebna ta przerwa.

Czy nagroda Grammy za płytę Landmarks miała dla ciebie jakieś szczególne znaczenie?

Oczywiście. Wiesz, Grammy jest naprawdę czymś wielkim. To jest taki Oscar w muzycznym świecie. Jeśli myślisz, o tym aby być muzykiem, o świecie muzycznym, chcesz być docenionym. Zresztą każde wyróżnienie Clannad, naszej muzyki, jest dla nas bardzo ważne. To jest docenienie naszego brzmienia, celtyckiego brzmienia według Clannad, tego, od czego zaczynaliśmy trzydzieści lat temu. Jest wiele różnych odmian muzyki irlandzkiej. Dzisiaj ludzie postrzegają muzykę Clannad jako część irlandzkiego brzmienia, które jest naśladowane w muzyce filmowej, w telewizji, na płytach różnych wykonawców na całym świecie. To jest dla nas wielki zaszczyt. Choć wcale nie było tak od początku.

No właśnie, kiedyś twórczość Clannad była bliższa muzyki tradycyjnej, zdecydowanie folkowej. W latach osiemdziesiątych, ku mojej radości, pojawiły się brzmienia elektroniczne, a wasze kompozycje zmieniły się. Co było tego powodem?

Jeśli przyjrzysz się muzyce Clannad z początku działalności zespołu, usłyszysz, że faktycznie mieliśmy inne brzmienie. Ale jeśli nawet wydaje ci się, że było tradycyjne, zapewniam cię, że Irlandczycy nie nazwaliby go tradycyjnym. Wykonywaliśmy tradycyjne utwory, ale używaliśmy kontrabasu, gitar, aranżowaliśmy wszystko nieco inaczej. Od samego początku traktowaliśmy tę muzykę po swojemu. Na przykład na pierwszej płycie grał z nami jazzowy perkusista. Na drugiej pojawiły się elektryczne gitary, klawisze. Ludzie o tym zapominają. Zawsze staraliśmy się eksperymentować. Gdybyśmy tego nie robili, prawdopodobnie zespół by nie przetrwał.

Jednym z moich ulubionych utworów Clannad jest In A Lifetime, zaśpiewany przez ciebie z Bono z U2. Jak wspominasz współpracę z nim?

To jest także jedna z moich ulubionych piosenek... Choć ja mam wiele ulubionych. Clannad spotykał na swojej drodze wielu różnych ludzi. Zazwyczaj do współpracy z nimi dochodziło bardzo spontanicznie. Znaliśmy wcześniej Bono, ponieważ Irlandia nie jest aż taka duża. Jego biuro mieściło się tuż obok miejsca, w którym nagrywaliśmy. Właśnie kończyliśmy pracę nad płytą Macalla. Pewnego dnia zrobiliśmy sobie przerwę i poszliśmy do pubu, by się czegoś napić. Chwilę później pojawił się tam Bono z chłopakami z U2. A ponieważ jest wielkim fanem Clannad, dwa dni później był już z nami w studiu. Za dwa kolejne dni piosenka była gotowa (śmiech). To było niesamowite. Następnego dnia po tym pierwszym spotkaniu zaczęliśmy pracę nad tekstem. Okazało się, że każde z nas wpadło na podobny pomysł. Dzień wcześniej była burza, i każde z nas przyniosło tekst zawierający słowa grzmoty i błyskawice (śmiech). Bono uwielbia tę piosenkę, uważa że jest to jeden z najlepiej zaśpiewanych przez niego utworów. Niesamowite było pracować z nim w studiu. Jest wspaniałym przyjacielem.

Czytałem, że gdy Bono po raz pierwszy usłyszał twój głos, niemal nie stracił życia...

Jego samochód wypadł z drogi (śmiech).

Czyli znasz tę historię.

Tak, to się wydarzyło, gdy usłyszał Theme From Harry’s Game. To była jedna z pierwszych piosenek o takim charakterze w naszym dorobku. W tym czasie rozbudowywaliśmy brzmienie, aby przekazać wszystkie emocje, które niosły ze sobą teksty w języku gealickim. Po sześciu płytach poszukiwań nie znaleźliśmy jeszcze tego, czego szukaliśmy, ale byliśmy blisko. Wtedy powstał utwór Harry’s Game, napisany dla telewizji. Kiedy wszyscy go usłyszeli, zaczęli nas pytać: Skąd wzieliście to niesamowite brzmienie? Na co my odpowiadaliśmy zdziwieni: Jakie brzmienie? Zaczęliśmy tego słuchać i stwierdziliśmy: O rany, mamy własne brzmienie. Ale to się stało w bardzo naturalny sposób. Nigdy nie próbowaliśmy robić nic na siłę. Nagraliśmy sześć płyt, których nikt nie chciał słuchać, ale nie przejmowaliśmy się, bo praca nad nimi sprawiła nam wiele przyjemności. Teraz młodzi ludzie chcą być sławni, mieć dużo pieniędzy, nie ucząc się sztuki muzycznej. A to jest bardzo ważne. Uczysz się wszystkiego, popełniając błędy, próbując różnych rzeczy, słuchając różnej muzyki. A nie nagrywając w najlepszym studiu piosenkę napisaną przez kogoś innego, pod presją, że już pierwszy singel musi być numerem jeden na liście. Do czego to doprowadzi? Chyba tylko na dno. To, niestety, bardzo smutne.

Kolejnym ważnym momentem w historii grupy było wydanie płyty Legend, zawierającej temat z serialu Robin Hood. W Polsce wiele osób Clannad przede wszystkim kojarzy Clannad z kompozycją Robin (The Hooded Man). Pamiętasz pracę nad tą muzyką?

To było zaraz po sukcesie Harry's Game. Producent serialu miał świeże podejście do tworzenia muzyki dla telewizji. Chciał, by odpowiadała charakterowi opowieści. Miała być zupełnie inna od tego, do czego przyzwyczaiły nas seriale. To był prawdziwy przełom. A i dla nas było to wyzwanie, bo nie chcieliśmy robić kolejnej rzeczy w stylu Harry's Game. Tym razem postanowiliśmy bardziej wyeksponować instrumenty, pozostawiając niewiele głosów. Bardzo ciepło wspominam nagranie tej muzyki. Do dziś przyjaźnimy się z niektórymi członkami ekipy pracującej nad serialem.

Czy jest jakiś wyjątkowy powód, dla którego właśnie teraz podsumowujecie działalność Clannad składanką In A LIfetime?

W tym roku upłynęło trzydzieści lat od momentu, gdy nagraliśmy nasz pierwszy album. A poza tym w przeszłości różne wytwórnie wydawały tego typu kompilacje bez porozumienia z nami. Często były to wręcz bootlegi. W końcu chcieliśmy zrobić to sami. Wybrać utwory najlepsze naszym zdaniem, mieć wpływ na okładkę, fotografie, na wszystko. I dlatego ten album ma dla nas szczególną wartość.

Właśnie ukazuje się także twój piąty solowy album Two Horizons. Powiedz, czego możemy się po nim spodziewać?

To jest najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam. To jest album koncepcyjny, rodzaj opowieści. Opowiada o zakątku Irlandii zwanym Tara. Zabieram słuchacza w podróż w poszukiwaniu legendarnej harfy. To oczywiście nie jest album z muzyką wyłącznie na harfę, ale jest ona w nią wtopiona. Pracowałam nad tą płytą z Rossem Cullumem, wspaniałym producentem. Udało mu się połączyć nowoczesność, zwłaszcza w warstwie rytmicznej, z moim charakterystycznym brzmieniem. Wyszło z tego coś bardzo interesującego. Jak obraz, który przedstawia zdarzenie z wszystkimi jego kolorami i odcieniami. Pracowaliśmy nad tą płytą półtora roku, mieliśmy więc czas, by go dopracować. Często po zakończeniu pracy nad płytą mam ochotę coś na niej W tym roku upłynęło trzydzieści lat od momentu, gdy nagraliśmy nasz pierwszy album. poprawić. Tym razem tak nie jest.



Podstawowy tekst ukazał się w numerze Teraz Rocka z listopada 2003

MICHAŁ KIRMUĆ